Ben Harper – Amen Omen
Life is too short to worry
about stupid things. Have fun. Fall in love. Regret nothing. And don’t let
people bring you down.
- Opowiesz mi o tym?
Uniosła
się na łokciach. Czarny stanik ledwo zakrywał jej kształtne piersi. Wyglądała
niesamowicie lubieżnie, patrząc na ciebie spod wpółprzymkniętych powiek, kiedy cześć
jej twarzy zakrywały płomienne włosy, swobodnie opadające na jasną skórę
ramion.
-
O czym? – delikatnie zmarszczyła czoło.
Speszyłeś
się nieco. Uniosłeś dłoń i odrzuciłeś niesforny kosmyk jej włosów, łaskoczący cię
w ramię. Westchnąłeś ciężko, gdy powiodła spojrzeniem po twoim ciele, zaskoczona,
jakby dopiero teraz odkryła, że leżysz nagi obok niej. Uśmiechnęła się, sunąc
wzrokiem wzdłuż krzywizny mięśni brzucha. Złapałeś ją za nadgarstek, nim
zdążyła zerknąć na twoją męskość.
-
O czym? – powtórzyła niewinnie, spoglądając prosto w twoje oczy.
Wypowiedzenie
tego wydawało się trudniejsze, niż się spodziewałeś:
-
O swoim… pierwszym razie.
Niepewnie
czytałeś emocje pojawiające się na jej twarzy. Nie potrafiłeś ich rozszyfrować,
tylko jednego byłeś pewien – nie było tam smutku. To dobrze. Bałeś się, że
twoje pytanie może okazać się zbyt śmiałe, powiązane siecią skomplikowanych
połączeń doczepionych do układu nerwowego, wywołujących odruch wymiotny, złość,
czysty gniew albo nawet odrazę. Wiedziałeś jak podli są nastolatkowie, szczególnie,
jeśli chodzi o seks. Szczeniaki, ledwo wyrosły z piaskownicy, a już wydaje im
się, że wszystko im wolno, wielcy dorośli, rodziny by zakładali. Gnojki.
Zamrugałeś,
zauważyłeś, że odruchowo zacząłeś głaskać jej rękę. Uśmiechnęła się pod nosem.
-
Wiem, co sobie myślisz – powiedziała tonem cygańskiej wróżki, która właśnie spojrzała
w kryształową kulę i skłonna jest ci teraz opowiedzieć absolutnie wszystko. Zaczerpnęła
głęboko tchu: - Mam siedemnaście lat – zachichotała, gdy odruchowo się
skrzywiłeś, ale nie skomentowała tego – co siedemnastoletni chłopcy mogą
wiedzieć o życiu?
Zaniemówiłeś.
Okej, Michał, przestań zachowywać się jak otępiały; to nie pierwszy raz, kiedy
Lidia czyta ci w myślach.
Odwróciła
się ku tobie, podpierając głowę na łokciu. Bezwstydnie zerknąłeś na jej
rozpaloną jeszcze przed chwilą kobiecość, wyeksponowaną idealnie. Halo, Miś!,
rozmowa, skup się!
Dla
pewności naciągnąłeś materiał delikatnej kołdry na wysokość waszych bioder.
-
Nie myślałem o tym – skłamałeś.
Prychnęła,
a ty posłałeś jej półuśmiech.
-
Mnie nie oszukasz – zapowiedziała – nawet nie próbuj – ku przestrodze, uszczypnęła
cię boleśnie w sutek. Jęknąłeś i odsunąłeś się od niej nieznacznie.
-
Mógłbym ci teraz oddać – zmrużyłeś oczy, patrząc jak spokojnie opada na plecy,
kładąc ręce wysoko nad głową. Przymknęła powieki i zaczerpnęła głęboko
powietrza. Okiem artysty podziwiałeś jej unoszącą się klatkę piersiową.
-
Nie – stwierdziła prosto – Nie mógłbyś.
Uniosłeś
już lewą dłoń i cicho zmierzałeś w kierunku jej stanika, ale zatrzymałeś się w
połowie ruchu:
-
Więc chcesz posłuchać? – zapytała, nie otwierając oczu. Rude włosy rozsypały
się wokół jej głowy jak piekielna aureola.
-
Tak – położyłeś dłoń na jej brzuchu.
Uniosła
wskazujący palec i dotknęła nim twojej ręki.
-
Pod jednym warunkiem – zastrzegła – Ty opowiesz mi o swoim.
Przez
chwilę zastanawiałeś się, czy coś takiego jest uczciwym układem. Nikomu jeszcze
nie zwierzałeś się z tak intymnego doznania, nawet Dagmarze – zaskoczenie, prawda?
Pierwszy raz nie był z nią, ha. To nie była wielka miłość od początku istnienia,
miałeś kilka mniejszych po drodze. Żadnej z nich nie żałujesz, ale nie czujesz
też palącej potrzeby podzielenia się swoimi doświadczeniami z kimkolwiek.
-
Jeśli nie chcesz… - Lidia zabrała dłoń i położyła ją obok swojej głowy, ścierając
z policzka niewidzialny, magiczny pyłek.
-
Chcę – przerwałeś, odpowiadając odruchowo, nim jeszcze zdążyłeś się nad tym
dobrze zastanowić. Koniec, Michał. Chciałeś grać w tą zawiłą grę, więc musisz
teraz podejmować ryzyko. Do odważnych świat należy. A jeśli masz już w dłoniach
świat, wygrywasz życie. Tylko wtedy.
-
Ze szczegółami?
-
Tak.
-
Wszystko? – uśmiechnęła się tajemniczo.
Szybko
przełknąłeś ślinę:
-
Wszystko.
Lidia
nie kryła zadowolenia. Ułożyła się wygodniej na łóżku, otworzyła oczy i na chwilę
zapatrzyła się w jakąś mistyczną głębię, oddychając równomiernie, głęboko. Wierciłeś
się na swoi miejscu, zżerany od środka przez niepewność.
-
Uspokój się – poleciła ci – czas na dobranockę.
Prychnąłeś.
-
I kto to mówi, dzieciaku.
Przewróciła
oczami.
-
To było niespełna dziesięć miesięcy temu, kiedy przekonana byłam o tym, że największym
problemem mojego życia jest matematyka.
-
Mate…? – zmarszczyłeś brwi, a ona trzepnęła cię lekko w ramię.
-
Słuchasz czy nie?
-
Dobra, dobra.
-
Matematyka to wspaniały przedmiot, ale przekonałam się o tym dopiero po bardzo…
intensywnych korepetycjach, których zgodził mi się udzielać pewien początkujący
student konstrukcji maszyn czy innego takiego dzikiego szaleństwa – uśmiechnęła
się i przymknęła powieki, próbując sobie go wyobrazić. – Był uroczy –
stwierdziła ostatecznie – Szczuplutki, wysoki, trochę nieśmiały i niepewny
siebie, ale ja byłam wtedy taka sama.
Zacząłeś
się śmiać.
-
Dziwi cię to? – spojrzała groźnie – Niektórzy nie od razu rodzą się z przekonaniem,
że ich urok osobisty rzuci na kolana cały świat – stwierdziła kąśliwie – Ja
potrzebowałam do tego korepetycji z matematyki i… - zarumieniła się – Tak – odchrząknęła
- Zrobiliśmy to po siedmiu tygodniach współpracy i dodatkowych dwóch nieudolnych
zalotów.
-
To jest tak słodkie, że…
-
O, zapewniam cię, szybko przestaliśmy być słodcy – dramatyczna pauza – To był
piękny dzień, z którego niewiele właściwie pamiętam po za faktem, że moi rodzice
odwiedzali wtedy babcię, leżącą po operacji w szpitalu. Spokojnie, żyje, to
była tylko jakaś korekcja biodra albo innego starczego utrapienia. Zostaliśmy z
moim drogim matematykiem zupełnie sami. Na początku w ogóle nie zanosiło się,
że… Hmm… Przerobiliśmy cały rozdział, ciągi geometryczne, trochę się pomęczyłam,
on nieporadnie sobie pożartował. Śmiałam się z kiepskich żarcików, bo byłam
zestresowana. Chyba podświadomie już coś przeczuwałam. Mój szósty zmysł
pozostawał włączony. Czas mijał, za oknem szarzało, a atmosfera zaczynała robić
się ciężka. W pewnym momencie wstałam, by otworzyć okno, bo zaczynało mi być
gorąco. Zawahałam się na chwilę z dłonią na klamce, patrząc na podwórko, gdzie
na jednej z ławeczek jakaś para namiętnie się całowała. Dokładnie widziałam jak
jego dłoń wędrowała swobodnie pod jej koszulką. Nie wiem, dlaczego to na mnie
zadziałało. W głowie na przemian z liczbami, zaczęły krążyć luźne pytania dotyczące
spraw damsko-męskich, na tyle intensywne, że poczułam w skroniach pulsowanie.
Odwróciłam się szybko i znalazłam się wtedy twarzą w twarz z jego klatką
piersiową, o ile mogę tak powiedzieć. Ładnie pachniał – westchnęła – Kawą i takim…
- pstryknęła kilkakrotnie, usiłując sobie przypomnieć właściwe słowo – takim
sobą. Mężczyzną – zerknęła na ciebie, uniosła dłoń i dotknęła twojego policzka.
Powiodłeś dłonią wciąż spoczywającą na jej brzuchu w górę, opuszkami zahaczając
o czarny materiał stanika.
-
Co było dalej?
Wzruszyła
ramionami.
-
Stało się. Jakimś cudem ja znalazłam się bliżej, a jego usta niżej na tyle, bym
mogła ich dosięgnąć. To nie był pełen namiętności i uczucia pocałunek, ale raczej
zwykłe złączenie warg, jakbyśmy oboje pytali drugą stronę o zgodę, jakbyśmy się
wszystkiego bali, jak dzieciaki. Którymi zresztą byliśmy, dalej pewnie
jesteśmy. On był tylko dwa lata starszy - wyjaśniła mimochodem.
Twoja
dłoń wykonywała powolne ruchy wzdłuż wgłębienia jej brzucha, od lewego biodra
do prawego i tak na zmianę.
-
Ja pierwsza go dotknęłam – wyznała – Ja pierwsza położyłam dłonie na jego ramionach
– dotknąłeś opuszkiem palca tego miejsca – Tyle mu wystarczyło. Wplótł palce w
moje włosy, ja rozchyliłam usta. Przez długie minuty po prostu smakowaliśmy się
nawzajem, zapominając o Bożym świecie. Nie myślałam wtedy o niczym, nie
zastanawiałam się, niczego nie potrzebowałam, było mi dobrze – uśmiechnęła się
łobuzersko – wtedy jeszcze nie wiedziałam, że może być lepiej. To pewnie była
jego zasługa, że wspominam to teraz tak dobrze. Nie wszyscy mają takie doświadczenia.
Nie skrzywdził mnie, dbał o mnie, chciał, żeby było mi dobrze. Długo spoglądał
w moje oczy, nim zdecydował się złapać dłońmi materiał mojej koszulki. Nie
rozmawialiśmy, nie wymienialiśmy słów, tylko całowaliśmy się i patrzyliśmy
sobie w oczy.
Przesunąłeś
palcem wzdłuż linii jej szyi, później szczęki, na chwilę zatrzymałeś się przy
ustach, ale potem zmieniłeś zdanie i sunąłeś po powierzchni policzka.
-
Bardzo podobał mi się moment, gdy wreszcie dotknął wierzchem dłoni mojej nagiej
skóry. Zrobił to przypadkiem, zdejmując ze mnie ubranie. Może i się spieszył,
ale ja o to nie dbałam. Gdybym była wtedy śmielsza, pewnie sama zrobiłabym to
dużo wcześniej, pozwalając mu patrzeć. Przeszył nas elektryzujący dreszcz,
wzdrygnęłam się lekko i poczułam, że robi mi się zimno. Odruchowo przysunęłam
się bliżej jego rozpalonej skóry. Wyszarpnęłam jego sweterek zza paska i drżące
dłonie położyłam mu na brzuchu. Działałam, póki strach mnie nie zablokował.
Uświadamiając sobie, że stoję przed nim prawie naga… otrzeźwiło mnie to. Cofnęłam
się szybko i zachwiałam się niezdarnie, ale on zdążył powstrzymać mnie przed
upadkiem – zaśmiała się – Potem… potem było już z górki.
Milczała,
a ty wciąż czekałeś. Odsunąłeś dłoń od jej twarzy.
-
I tyle? – zdziwiłeś się.
Zamknęła
oczy, westchnęła ciężko, a jej usta wygięły się w półuśmiechu.
-
Kochaliśmy się klasycznie, udając, że wiemy co robimy i skończyliśmy dużo szybciej,
niż nam obojgu by odpowiadało.
-
Zabiłaś magię chwili – skrzywiłeś się, opadając na materac i szukając wytłumaczenia
w białym kolorze sufitu.
Po
ciągnącej się w nieskończoność minucie poczułeś, jak jej chłodna dłoń
delikatnie dotyka twojego brzucha i zsuwa się niżej, docierając pod materiał
kołdry, ale wcale się na nim nie zatrzymując. W sekundę później jej ciepły oddech
zaczął muskać nieznacznie twoje ucho, aż w końcu pełne usta przygryzły je
lekko.
-
Następnym razem twoja kolej – szepnęła miękko, a ciebie przeszedł przyjemny
dreszcz, gdy jej palce musnęły budzącą się męskość – A jeżeli będziesz grzeczny,
opowiem ci o pierwszym orgazmie.
miniatury:
Andrzej Worona - czasem /
Antek Królikowski - czekam na słońce /
Piotrek Nowakowski - człowiek nigdy nie wie, kiedy mu cegła na głowę spadnie /
podstrona autorki - TUTAJ - zapraszam