poniedziałek, 22 grudnia 2014

12

Idealnie radzę sobie z udawaniem, że radzę sobie idealnie.
Po czterdziestu sześciu dniach intensywnej znajomości Michał był w stanie powiedzieć o Lidii bardzo wiele, ale najgorsze było to, że nie miał komu. Sekret mu ciążył; jasne, tak było od początku. Lecz to było jak z bólem w kolanie albo wyrwanym zębem - cierpisz jak cholera, ale jesteś w stanie się przyzwyczaić. Człowiek, istota wyjątkowa, do wszystkiego potrafi się przyzwyczaić.
Po tych czterdziestu sześciu dniach, po kilkunastu wizytach, po wielu wspólnie spędzonych godzinach, najczęściej dziennych, przeleżanych razem, podczas gdy mieli być wtedy zupełnie gdzie indziej, po tylu wymienionych spostrzeżeniach, po wspólnych szczytach, po zsynchronizowanych oddechach. Po tym wszystkim Michał otrzymał od Lidii tylko dwa smsy:
- Kończymy to - lekko, jakby wspólny projekt dla firmy wreszcie był u finiszu; jakby cała niemoralność była iluzją, a czasoprzestrzeń w ogóle nie odnotowała jej istnienia.
- Dlaczego?
To bardzo ludzkie pytanie. Wymyślone, żeby cierpieć jeszcze bardziej, głębiej, na poziomie psychicznym. Bo odpowiedź na nie budzi nasze domysły, przemyślenia, sprawia, że zaczynamy popełniać najgorszy z możliwych błędów - zastanawiać się. A to zabija sens chwili, zabija jej istotę, zabija chęć działania, gasi motor napędowy naszego szaleńczego biegu po szczęście i spełnienie.
Kiedy dowiadujemy się "dlaczego", zaczynamy zauważać, że nie jesteśmy jednostką. Z każdym takim małym "dlaczego" wiąże się kolejna osoba; jeszcze jedna, z którą powinniśmy się liczyć poza naszym własnym ego.
Każde "dlaczego" jest środkiem do destrukcji. A to "dlaczego", "dlaczego" Lidii, miało w sobie moc tysiąca iskier, skłonnych doszczętnie spalić całe ciało Michała w dosłownie dwie sekundy.
- Dlaczego? - odpisał jej.
- Bo się zakochałam.

Są słowa, z którymi nie należy się sprzeczać. I sprawy, w które nie należy wnikać. Miejsca, gdzie nie należy wchodzić oraz ludzie, których nie należy słuchać.
- Michał, ja wiem - Dagmara znalazła cię w kuchni, kiedy próbowałeś odnaleźć iskierkę jakiejś emocji w zawartości kuchennych szafek. Niestety, grejpfruty, krakersy, mleko i sos tatarski nie wiedziały, jak mogłyby ci pomóc. - Mały jest u kolegi - wyjaśniła szybko, gdy podniosłeś na nią wzrok - Porozmawiamy?
Nie miałeś na to siły, ale nie oponowałeś. Czułeś się wykończony, chociaż właściwie nie potrafiłbyś wyłapać żadnego uczucia, która leniwie przepływała przez twoje ciało – nawet zmęczenia. Jakbyś nie czuł nic.
- Nie chcę rozmawiać - mówisz szczerze, nie sądząc, że wywołujesz burzę. Widzisz łzy w oczach żony, widzisz zmarszczki na twarzy, widzisz dłonie, desperacko zaciśnięte w pięści. Ale w ogóle cię to nie rusza.
Teraz jesteś kukiełką, która pierwsze musi poradzić sobie ze sobą, a dopiero potem będzie w stanie stawić czoło innym.
- Michał - głos się jej łamie, więc łapczywie próbuje zaczerpnąć powietrza - Michał - powtarza ciszej, jakby bała się własnych słów - Michał. Miałeś romans.
I co masz zrobić w takiej sytuacji? Co masz powiedzieć? Na co masz spojrzeć, żeby nie musieć patrzeć w jej oczy? Dokąd masz pójść, kiedy prosi, byś wyszedł?
- Nie zaprzeczasz - zauważa cicho i czujesz w tych słowach wszystko. Rozpacz, żal, zwykły smutek, niedowierzanie, złość, zawód... Ale, cholera, mógłbyś przysiąc, że gdzieś w samogłoskach wyczuwasz tlącą się zupełnie biernie, murem oddzieloną od całej sprawy miłość. Kurwa, masz świetną żonę - jeszcze - Michale; nie zasługujesz na nią zupełnie.
- Wyprowadzę się - zgadzasz się, odkładając rozważania na później - Jeszcze dzisiaj - zapewniasz - ale...
- Wymyślę coś dla Oliego. Że pojechałeś do babci - odpowiada ci pospiesznie. Chyba już wszystko przemyślała, zaradna dziewczyna.
- Nie - kręcisz głową - chciałem zapytać, czy mogę... czy mogę wrócić.
Milczycie. Bo słowa... słowa mogą teraz zaboleć; szczególnie te nieprzemyślane, wypowiedziane pod wpływem emocji, w gniewie. "Tak? Nie? Nie wiem?"
Dagmara decyduje się na najbezpieczniejszą z opcji:
- Muszę o tym pomyśleć, Michał.
To daje ci nadzieję.


so... we're back ?