wtorek, 10 lutego 2015

15

Don't be afraid to fail. Be afraid not to try. 
- Dlaczego znowu tutaj jesteśmy?
- Bo... Nie chodzi o to, że jestem słaba, okej?
- Zdecydowanie.
- Może chodzi o to, że ty jesteś niewystarczająco silny... Puść mnie. Co ty wyprawiasz?
- Demonstruję ci moją siłę.
- Nie to miałam na myśli.
- Wiem. Nie mogłem się powstrzymać.
- Dlaczego się cieszysz? Przecież tutaj...
- Uspokój się, Lidia. Ostatnio bardzo rzadko się uśmiechałem.
- Potrafię to sobie wyobrazić.
- Nie wątpię.
- Wiesz, my chyba...
- Tak. Jesteśmy w jakimś dziwnym punkcie wszechświata i wszystkie gwiazdy są przeciwko nam. Jakbyśmy próbowali walczyć przeciwko...
- Nie, Michał. Wydaje mi się, że jesteśmy parą idiotów, którzy nie do końca rozumieją zasady tej gry.
- ...
- Co?
- To jest chyba pierwszy raz, kiedy przyznajesz się otwarcie, że... przegraliśmy, razem.
- Mam wrażenie, że ta gra jeszcze trwa.
- Czyli? Gdzie jest meta?
- Póki któreś z nas nie umrze...
- Lidia!
- ...psychicznie. Gramy do utraty zmysłów.
- Ja czuję, że już...
- Wiem. Ja też.
- Więc?
- Powinniśmy coś zrobić.
- Próbowałem.
- Ja też. Eh, może moglibyśmy się po prostu jeszcze kochać i udawać, że wszystko nie istnieje.
Przyciągnąłeś ją do siebie. Oboje leżeliście na łóżku hotelowym, całkowicie ubrani, wpatrując się w brudny sufit. Przycisnąłeś wargi do jej warg. Wciąż była taka delikatna w twoich ramionach, taka krucha, jak porcelanowa laleczka. W ogóle nie stawiała oporu. Wpasowała się w krzywiznę twojego ciała, oddając pocałunek z równą pasją i zaangażowaniem. To było inne niż wszystkie wasze wcześniejsze pieszczoty, ale wy też byliście inni, wszystko było więc w porządku.
Podniosłeś się, na ułamek sekundy odrywając od siebie wasze wargi. Usiadłeś i pociągnąłeś ją do siebie, sadzając sobie na kolanach. Zatopiłeś palce w jej włosach, a ona wbiła paznokcie w twoje ramiona, kiedy ponownie starałeś się pokazać jej, jak bardzo tęskniłeś za smakiem jej ust. To była czysta prawda.
Zdjęła ci przez głowę czarną koszulkę i całą sobą wtuliła się w twoją nagą klatkę piersiową. Materiał jej sukienki połaskotał cię w skórę, przyjemnie drażniąc każdy z twoich zmysłów. Pozwoliłeś jej brązowym włosom swobodnie opaść na plecy, wyciągając z nich dwie ozdobne spinki. Złapałeś mocno jej talię i uniosłeś na chwilę, ponownie kładąc ją na łóżku, sam znalazłeś się nad nią, znacząc ustami ślady wzdłuż linii jej żuchwy. Nie wiedziałeś, jak mógłbyś się nią nacieszyć - w sposób, który pozwoliłby ci zabrać najwięcej, najlepiej. Wyglądała tak ślicznie, roztapiając się w twoich ramionach.
- Michał - szepnęła w momencie, gdy dłonią zacząłeś szukać jej piersi - to nie jest...
- Wiem - szepnąłeś między kolejnymi pocałunkami. A więc jednak to czułeś, Michale?
Coś było nie tak. I nie chodziło tutaj o fakt, że bardzo chcieli uniknąć tej sytuacji przez długi czas, przez co ich... Nie, zaraz, o co w ogóle tutaj chodzi?
Bardzo wiele wysiłku sprawiło ci oderwanie się od niej i położenie obok na materacu w bezpiecznej odległości, która nie pozwalała waszym ciałom nawet na najlżejszy dotyk.
- Coś jest źle - zgodziłeś się, zamykając oczy. Poczułeś nagle ogromnie irytujący ból głowy.
- Co się stało?
Ale żadne z was nie wiedziało. Westchnąłeś:
- Może przyszedł czas na czyjąś śmierć.
- Zrobiliśmy sporo g...
- Tak, wiem. Powinniśmy zniknąć dla siebie - zadecydowałeś.
Podniosła się szybko, przechyliła do ciebie i ostatni raz zetknęła na moment wasze wilgotne wargi. Szybko i desperacko.
- Do zobaczenia nigdy – zgodziła się.
- Żegnaj.



ha, myśleliście, że nie mogę już bardziej namieszać? Challenge Accepted. To nie jest koniec.