czwartek, 30 stycznia 2014

2

Leszek Możdżer & Sinfonia Varsovia – Polskie Drogi (cond. Adam Sztaba)

Nie szukaj ideału, bo ideałów nie ma. Znajdź kogoś, kto zdenerwuje cię jak nikt inny. Kogoś, kto dotykiem sprawi, że odlecisz do innego świata. Kogoś, przy kim nie będziesz chciał udawać.

Dagmara przygotowywała jajka ze szpinakiem w cieście francuskim, wcześniej zrobiła babeczki, a ratunkowy numer do restauracji przyczepiony był magnesem do lodówki. Korzystała z niego rzadko, ale zdarzało się. Zazwyczaj w momentach, gdy Michał po prostu nie dawał jej stać w kuchni i ciągnął ją za sobą, a potem przez dobrą godzinę nie potrafili się od siebie odkleić.
Numer jednak od jakiegoś czasu pozostawał bierny w interakcjach rodziny Winiarskich. Według pani domu nie był to powód do radości.
Trzasnąłeś drzwiami, wchodząc. Niechcący. Po prostu wiatr wtargnął nieproszony za tobą. Zdjąłeś kurtkę, buty kopnąłeś w kąt, torbę położyłeś niedbale przy ścianie i ruszyłeś za zapachem mięsa do kuchni.
- Cześć – rozejrzałeś się dookoła i czujnym spojrzeniem omiotłeś pomieszczenie – Mamy dzisiaj gości?
Tak się zaczęło. Niewinnie. A potem zostałeś zmuszony do ogarnięcia się, założenia krawata i pozbycia się zapachu treningowych butów z przedpokoju. Ha, no ciekawe jak miałbyś to zrobić?
Półtorej godziny później już w miarę przyzwoicie się prezentowałeś i odzyskałeś całkowicie siły po treningu. Nawet chwilę pożartowałeś z synem, ale Dagmara przerwała wam szybko, przestrzegając przed wygnieceniem ubrań. To było zrozumiałe – chciała się jak najlepiej zaprezentować przed koleżanką z lat nastoletnich. Założyła nawet złote kolczyki z malutkimi perłami, które dostała na drugą rocznicę ślubu, żeby się móc nimi pochwalić. Mężem też śmiało mogła się chwalić. Była przecież jego najwierniejszą fanką. Niezwykle z niego dumną.
Cieszyło cię to, Michale?
Rozważania na ten temat bezsprzecznie przerwał ci dzwonek, wygrywając powolną melodię, którą później we wspomnieniach odnotowywałeś jako marsz żałobny, prowadzący do twojej niechybnej zguby.   
Otworzyłeś drzwi.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się szeroko – My do Dagmary.
Zaniemówiłeś, a powietrze przestało docierać do twojego małego rozumku.
Fakt, koleżanka Dagmary zapewne była niesamowitą kobietą i pewnie zwróciłbyś na nią uwagę, gdyby nie to, że miała córkę – co prawda przygarniętą po śmierci starszej siostry czy coś takiego, ale tego dowiedziałeś się później. Miała też syna i męża, ale to się teraz nie liczyło. Ważne były tylko płomiennie rude włosy i przenikliwe spojrzenie, które wydawało ci się być jednocześnie trochę zdziwione, znudzone i wyczekujące. Bezczelne. Patrzyłeś na to drobne ciało i zastanawiało cię, potworze, tylko jedno – jak wyglądałoby nagie w twoich wielkich dłoniach. Patrzyłeś na jej włosy i zastanawiałeś się, jakie wzory układałyby na poduszce. Patrzyłeś w jej głębokie oczy, a w głowie już miałeś tyle niecnych planów, że sam zacząłeś się rumienić. Michał, zboczeńcu, przecież to dziecko. To nie jest normalne, że spogląda się takim wzrokiem na siedemnastoletnią licealistkę.
Przez cały wieczór nie potrafiłeś się rozluźnić. Nie działały żarty, nie działało wino, nawet zimna woda nie mogła ostudzić twoich mrocznych pragnień. Lidia. Jak można nadać takie seksownie brzmiące imię dziecku? Lidia.
- Lidia – powtórzyłeś to bezgłośnie, ukrywając się przez chwilę w łazience.
Siedemnaście lat. Co taka małolata może wiedzieć o życiu? Co może wiedzieć o miłości, mężczyźnie i kobiecie? A ty masz ogromną ochotę ją w to wszystko wciągnąć.
Próbowałeś przypomnieć sobie siebie w podobnym wieku. Kim wtedy byłeś? Grałeś. Właściwie wszystko, co pamiętasz z tego okresu to siatkówka i dziewczyny. Do tego ograniczało się twoje życie. Ale… jako nastoletni chłopak myślałeś o tym zupełnie inaczej. Wtedy liczyłeś się ty - teraz byłeś pewien, że liczyłaby się ona.
Ha, złudne marzenia, Michale. Zbyt wiele was przecież różni. Chociażby wiek i doświadczenie seksualne. Istniało duże prawdopodobieństwo, że ona wciąż jest dziewicą. Że jej najintensywniejszym kontaktem z chłopakiem był pocałunek. Z drugiej jednak strony… mogła wiedzieć o wiele więcej od ciebie.
Nie, to nie mogłaby być prawda. Nie wygląda przecież na taką dziewczynę, która… Nie, po prostu nie, prawda, Michale?
Boże, opanuj się! Jesteś od niej dużo starszy, nie przeszkadza ci to? Masz rodzinę – żonę i syna czy to też się nie liczy? Michał…? Słuchasz mnie? Michał? Michał!
Dagmara była niczego nieświadoma, kiedy ty wierciłeś się na krześle. Próbowałeś rozmawiać, odpowiadać na pytania, opowiadać o sobie, ale wciąż byłeś rozdrażniony. Ukradkiem zerkałeś w bok, starając się pozostać niezauważonym. Miałeś wrażenie, że wariujesz.
Lidia siedziała spokojnie, skromnie ubrana i raczej milcząca. Od razu zauważyłeś, że pewnie nie jest duszą towarzystwa. Raczej niewiele interesowało ją to, co się dookoła dzieje, ale czułeś, że była skupiona, gdy mówiłeś o sobie. Albo tylko ci się wydawało – pierwsze oznaki wariactwa. Albo czysty egoizm. Wybierz, co chcesz.
Nie uśmiechała się prawie w ogóle, czasem przechwytywała twoje spojrzenie. Była odważna, nie odwracała wzroku, ale wytrzymywała płonący ogień w twoich oczach. Uśmiechała się wtedy ukradkiem, ledwo co unosząc kącik ust. Chyba była świadoma, czego właśnie sobie życzysz. Czyżby to nie był pierwszy raz, gdy dorosły mężczyzna pożerał ją wzrokiem?
Otrzeźwiła cię ta myśl, sięgnąłeś po szklankę wody i wypiłeś do dna jej zawartość.
Trzy godziny później było już po wszystkim.
Na pewno?
Dagmara sprzątała kuchnię, Oliwier spał, a ty brałeś prysznic. Zimna woda, płynąca po nagim ciele, sprawiała, że drżałeś. Lód wchodził w żyły i sprawiał, że skóra przybierała odcień fioletu. Co z tego, skoro wciąż twoje wnętrze płonęło żywym ogniem. Pragnienie, narastające podczas wieczoru, było nie do ugaszenia. Niczym. Kichnąłeś.
Myślałeś przerażająco chaotycznie.
Śmiesznie się torturowałeś, Michale. Śmierć z powody lodowatej kąpieli? Byłby ubaw na pogrzebie, nie ma co. Teraz wytłumacz się, dlaczego właściwie to robiłeś? Podniecała cię siedemnastoletnia dziewczyna. Ruda, piękna, pewnie seksowna, chociaż w dzisiejszej bezkształtnej sukience, jej ciało z powodzeniem pozostało ukryte.
Myśli to jedno, a czyny to… zupełnie coś innego. To chyba niedorzeczne, że każesz się za coś, czego jeszcze nie zrobiłeś…
Ups, mam cię, Michale. Pomyślałeś „jeszcze”.
Ale teraz już milczę. To nie moje życie. Tylko twoje. I jej.
Zobaczymy, co teraz zrobisz.
Powodzenia.


hej, dzieciaki - nie rzuciłybyście mi linku do jakiegoś dobrego opowiadania?

niedziela, 19 stycznia 2014

Prolog + 1

P

Birdy - Shelter

„(…) wyjaśnijmy to sobie już na wstępie: Michał, ja nie zamierzam cię rozgrzeszać. Nie wiem nawet czy potrafię ci wybaczyć. Nie dostaniesz ode mnie papierowego potwierdzenia, że wszystko jest między nami w porządku i wcale nie przeszkadza mi to, co zrobiłeś. Nie, ja wcale nie jestem o nią zazdrosna, bo nie odczuwam… Nie wiem. Nie potrafię czuć się zazdrosna o… dziewczynkę. To nie świadczyłoby o mnie dobrze, na pewno nie świadczy dobrze o tobie…
 (…) przedmiotowo? Tak. Bo nie rozumiem już, jakim jesteś człowiekiem. Nie umiem pojąc tego, co robiłeś… po prostu nie potrafię. Dla mnie to jest właśnie ta granica, której się nie przekracza. Mur, którego się nie przeskakuje, a ty…
(…) co z małym? Nie zabiorę ci go, ale… Musisz się opamiętać albo wszystko stracimy. Nie wiem czy jesteśmy wystarczająco silni, żeby…
Po prostu,
Dagmara”  

 


Kilka miesięcy wcześniej…

1

Scorpions – Wind of Change

Są słowa, które trudno wypowiedzieć, są chwile, które ciężko zapomnieć, są noce, które przepłaczesz, są bajki, w które uwierzysz, ale nie ma takiej sekundy, która wróci.       

W życiu czasem bywa tak, że rutyna jest dla nas czymś wyjątkowym. Stała praca, stała pensja, stare zwyczaje, codzienny, spokojny tryb egzystencji – to może być coś niesamowicie pasjonującego, co daje nam bezpieczeństwo i zapewnia szczęście.
Jednocześnie, rutyna może stać się katorgą, wolność – więzieniem, a swoboda – poddaniem. Stałość i niezmienność może wprowadzić człowieka w proces rdzewienia, gdzie korozja będzie następowała niesamowicie szybko, a wszelkie sposoby zatrzymania jej okażą się bezużyteczne. Można znaleźć się na takim etapie życia, gdzie przeklina się bezpieczeństwo i przewidywalność sytuacji; gdzie wszystkie dotychczasowe osiągnięcia stają się kajdankami, trzymającymi w miejscu. Przyzwyczajenia drapią podskórnie, jak świerzb. Rozważa się tylko jedną możliwość przetrwania jako ten sam człowiek – śmierć.
  Znalazłeś się właśnie w takim miejscu: czarnym punkcie jestestwa, z którego nie potrafiłeś się wydostać. Dookoła siebie widziałeś mrok, oddychałeś szarością, twoje serce pompowało obrzydliwy, gęsty, sinofioletowy szlam. Powolny, nużący przepływ krwinek zadawał ci niewyobrażalny ból, ale był niemożliwy do zlikwidowania. Jakbyś był chory na odrażającą, zakaźną chorobę. Na trąd, na przykład. Jakbyś powoli zamieniał się w trupa. Jakbyś nasiąkał zgnilizną od środka. Twoje wnętrze pełne było pajęczyn, brudu i kurzu.
Próbowałeś wszystkiego - istnieje wiele sposobów na radzenie sobie z życiem. Mogłeś wybrać te najłatwiejsze: alkohol i narkotyki, kofeinę, nikotynę… ale czułeś się na to za dobry. Prawdopodobnie zabiłoby to twój nieskażony organizm. Pierwsza dawka powaliłaby cię ostatecznie, a ty chyba mimo wszystko chciałeś żyć… Tylko trochę inaczej niż dotychczas.
Mogłeś wybrać te trudniejsze sposoby: szukanie wsparcia u bliskich, przyjaciół, znajomych… ale to było otoczenie, które nie potrafiło zrozumieć twojej zmiany.
- Przejdzie ci, Miśku – mówili.
Cóż, nie przechodziło, przeciwnie – nasilało się z dnia na dzień. Pustka, mrok i zgnilizna w sercu, odbierająca ochotę życia.
Aż w końcu na twojej drodze stanął metr siedemdziesiąt słońca, chociaż nie był ani trochę promienny. Miała naturalnie rude włosy, ale farbowała je na rażący odcień, bo w takim wyglądała lepiej, podobno. Nosiła zazwyczaj szare dżinsy i bluzy z kapturem. Malowała się mocno, ale nie ekstrawagancko – lubiła odważny kolor ust i mocną, czarną kredkę. Zachowywała się doroślej niż powinna.
Spotkałeś ją, wracając z treningu. Była połowa listopada, niebo było szare, wiatr przeszkadzał w myśleniu, marzły ci dłonie, więc chowałeś je w kieszeniach. Przez ramię miałeś przewieszoną sportową, czarno–żółtą torbę. Twoje włosy były jeszcze trochę wilgotne po prysznicu, dlatego naciągnąłeś na nie szczelnie czapkę. Zapomniałeś się rano ogolić, więc, gdy pocierałeś policzek, drażnił cię zarost. Patrzyłeś pod nogi tak uparcie, że prawie wpadłeś pod samochód. Właśnie odgłos klaksonu wybudził cię z odrętwienia i zmusił do zerknięcia na drugą stronę ulicy. Wolno i beznamiętnie przesunąłeś spojrzeniem po szarym tłumie, a wtedy wiatr postanowił spłatać ci największego psikusa w życiu i zadął tak mocno, że strącił z głowy jej czapkę. Rude włosy rozsypały się dookoła twarzy dziewczyny, zasłaniając skutecznie oczy. Emitowały do atmosfery żywy ogień; na sercu zrobiło cię się cieplej, przełknąłeś głośno ślinę i mocniej zacisnąłeś dłoń na pasku torby.
A wiatr dalej bawił się dziewczyną, jak chciał, rozdmuchując jej lekko kręcone włosy i szarpiąc poły brudnofioletowego płaszcza. Szczupła sylwetka wyglądała tak mizernie - przez chwile wydawało ci się bardzo możliwe, że wiatr porwie ją w przestworza i więcej jej nie zobaczysz.
Właśnie wtedy podjąłeś decyzję, zawróciłeś nagle i zniknąłeś w pierwszej uliczce. Byłeś rozdarty, czułeś zdenerwowanie i podniecenie jednocześnie; starałeś się stłumić oba, ale nie mogłeś. Dłonie ci drżały, ale już nie z zimna, bo wewnątrz rozpalał cię jakiś mistyczny płomień. Niepewnie wychyliłeś głowę z zaułku i zerknąłeś na pasy. Światło zmieniło się na zielone; dziewczyna wygrała już z wiatrem i ponownie założyła czapkę. Szła w przeciwną ci stronę. Odczekałeś chwilę, a potem ruszyłeś za nią.
Zachowywałeś się idiotycznie. Nie dość, że dałeś się podejść jak dzieciak, jeszcze zacząłeś myśleć jak bandyta. Miałeś ochotę ją znaleźć, ukraść całemu światu i zamknąć w jakimś pomieszczeniu, do którego tylko ty miałbyś dostęp.
A przecież miałeś żonę i dziecko.
Dziewczyna nosiła trampki, przez co nie słyszałeś charakterystycznego odgłosu dominacji kobiety nad światem, który wydawały szpilki. Szła niepewnie, ale szybko. Miałeś nadzieję, że to nie z twojego powodu. Nie chciałeś myśleć o tym, co by się stało, gdyby ona odkryła, że ją śledzisz.
Właściwie, Michale, po co ty to robisz?
Ha, sytuacja byłaby łatwiejsza, gdybyś sam potrafił sobie odpowiedzieć. Wariacie, przecież nie możesz nic zrobić z taką dziewczyną. Przecież nie możesz do niej po prostu podejść i powiedzieć, że działa na ciebie w fizyczny, ale przede wszystkim psychiczny sposób. Nie możesz zażądać, żeby zatrzymała się, spojrzała na ciebie i odmieniła cały wszechświat. Potraktowałaby cię pewnie jak idiotę - spławiłaby albo uciekła. 
Uświadomiłeś sobie tę brutalną prawdę i świat specjalnie dla ciebie zaczął się zmieniać. Ponure chmurzyska wreszcie podjęły decyzję i pierwsze krople stuknęły o twoją klubową kurtkę. Zakląłeś pod nosem, przyśpieszyłeś kroku. Rzuciłeś jeszcze jedno spojrzenie na płomiennego anioła z piekieł, a potem całą siłą woli skręciłeś i zmusiłeś swój mózg do ponownej współpracy. Musiałeś wracać do domu, gdzie czekała na ciebie twoja rodzina i gdzie było ci przez tyle lat naprawdę dobrze. Musiałeś się wreszcie ogarnąć i przestać zachowywać dziwacznie. Byłeś prawdziwym mężczyzną i taką rolę powinieneś pewnie odgrywać.
Ale, cholera, w całym scenariuszu nikt nie przewidział, że ruda dziewczyna odwiedzi cię jutro wieczorem.
Z kobietami tak już jest - pojawiają się, znikają, mieszają w głowie, a później mają jeszcze czelność w ogóle nie mieć pojęcia, co zrobiły. Za to Bóg dobrze wiedział, co robi, gdy tworzył tę żeńską formę pełną jawnej nikczemności, podłości, uroku i zadzioru. Nie ma na świecie drugiego tak dopracowanego, a jednocześnie zupełnie rozstrojonego organizmu jak kobieta. Nie dość, że jest nieśmiertelny, niezależny od czasu i może dosłownie wszystko, dostał jeszcze władzę nad mężczyzną, żeby całkowicie móc opanować świat. Kobieta, najpiękniejsza forma białka.
Who run the world? Girls. Ha.
Nigdy nie będziecie wystarczająco bogaci, by móc bezkarnie władać wszystkim tym co one posiadają. Wy, mężczyźni. Płci gorsza, brzydsza z teorii i uboższa, bo nie posiadająca podzielnej uwagi. Słabo, panowie. To nie jest dyskryminacja, to nie jest niechęć do was – to fakty, Michale. Nie możesz się kłócić z naukowymi statystykami. Chyba, że to GUS. On kłamie, bo rząd nim włada. GUS-u się nie słucha.
Ale wróćmy wreszcie do tematu: twoja żona zaprosiła na wieczór koleżankę z LO, która jakimś trafem zamieszkała akurat w Bełchatowie ze swoją rodziną. W zamyśle miała miły wieczór ze wspomnieniami. Dla ciebie rozpętało się tam piekło. I trwało. Przez dłuuuuugi czas.


-
Ekhm... Próba mikrofonu...
Witajcie, drogie internetowe duszyczki, tutaj Świetlik. & Michał Winiarski serdecznie zapraszają was na pewną mroczną historię. Wczujcie się, proszę bardzo. Zrozumcie Miśka, pokochajcie go i nie oceniajcie z góry, nie rozumiejąc powodów jego postępowania, proszę.
Specjalnie dla was zostawiam stronę: http://swietlikowawioska.blogspot.com/, gdzie możecie śmiało zadawac pytania, jeśli coś jest dla was niejasne - albo zgłaszac zażalenia, jeśli ja coś namieszałam. 
Hej, ktoś może zaczyna ferie? Ja tak. <3 IIILO pozdrawia!
całusy, 
Ś.