niedziela, 19 stycznia 2014

Prolog + 1

P

Birdy - Shelter

„(…) wyjaśnijmy to sobie już na wstępie: Michał, ja nie zamierzam cię rozgrzeszać. Nie wiem nawet czy potrafię ci wybaczyć. Nie dostaniesz ode mnie papierowego potwierdzenia, że wszystko jest między nami w porządku i wcale nie przeszkadza mi to, co zrobiłeś. Nie, ja wcale nie jestem o nią zazdrosna, bo nie odczuwam… Nie wiem. Nie potrafię czuć się zazdrosna o… dziewczynkę. To nie świadczyłoby o mnie dobrze, na pewno nie świadczy dobrze o tobie…
 (…) przedmiotowo? Tak. Bo nie rozumiem już, jakim jesteś człowiekiem. Nie umiem pojąc tego, co robiłeś… po prostu nie potrafię. Dla mnie to jest właśnie ta granica, której się nie przekracza. Mur, którego się nie przeskakuje, a ty…
(…) co z małym? Nie zabiorę ci go, ale… Musisz się opamiętać albo wszystko stracimy. Nie wiem czy jesteśmy wystarczająco silni, żeby…
Po prostu,
Dagmara”  

 


Kilka miesięcy wcześniej…

1

Scorpions – Wind of Change

Są słowa, które trudno wypowiedzieć, są chwile, które ciężko zapomnieć, są noce, które przepłaczesz, są bajki, w które uwierzysz, ale nie ma takiej sekundy, która wróci.       

W życiu czasem bywa tak, że rutyna jest dla nas czymś wyjątkowym. Stała praca, stała pensja, stare zwyczaje, codzienny, spokojny tryb egzystencji – to może być coś niesamowicie pasjonującego, co daje nam bezpieczeństwo i zapewnia szczęście.
Jednocześnie, rutyna może stać się katorgą, wolność – więzieniem, a swoboda – poddaniem. Stałość i niezmienność może wprowadzić człowieka w proces rdzewienia, gdzie korozja będzie następowała niesamowicie szybko, a wszelkie sposoby zatrzymania jej okażą się bezużyteczne. Można znaleźć się na takim etapie życia, gdzie przeklina się bezpieczeństwo i przewidywalność sytuacji; gdzie wszystkie dotychczasowe osiągnięcia stają się kajdankami, trzymającymi w miejscu. Przyzwyczajenia drapią podskórnie, jak świerzb. Rozważa się tylko jedną możliwość przetrwania jako ten sam człowiek – śmierć.
  Znalazłeś się właśnie w takim miejscu: czarnym punkcie jestestwa, z którego nie potrafiłeś się wydostać. Dookoła siebie widziałeś mrok, oddychałeś szarością, twoje serce pompowało obrzydliwy, gęsty, sinofioletowy szlam. Powolny, nużący przepływ krwinek zadawał ci niewyobrażalny ból, ale był niemożliwy do zlikwidowania. Jakbyś był chory na odrażającą, zakaźną chorobę. Na trąd, na przykład. Jakbyś powoli zamieniał się w trupa. Jakbyś nasiąkał zgnilizną od środka. Twoje wnętrze pełne było pajęczyn, brudu i kurzu.
Próbowałeś wszystkiego - istnieje wiele sposobów na radzenie sobie z życiem. Mogłeś wybrać te najłatwiejsze: alkohol i narkotyki, kofeinę, nikotynę… ale czułeś się na to za dobry. Prawdopodobnie zabiłoby to twój nieskażony organizm. Pierwsza dawka powaliłaby cię ostatecznie, a ty chyba mimo wszystko chciałeś żyć… Tylko trochę inaczej niż dotychczas.
Mogłeś wybrać te trudniejsze sposoby: szukanie wsparcia u bliskich, przyjaciół, znajomych… ale to było otoczenie, które nie potrafiło zrozumieć twojej zmiany.
- Przejdzie ci, Miśku – mówili.
Cóż, nie przechodziło, przeciwnie – nasilało się z dnia na dzień. Pustka, mrok i zgnilizna w sercu, odbierająca ochotę życia.
Aż w końcu na twojej drodze stanął metr siedemdziesiąt słońca, chociaż nie był ani trochę promienny. Miała naturalnie rude włosy, ale farbowała je na rażący odcień, bo w takim wyglądała lepiej, podobno. Nosiła zazwyczaj szare dżinsy i bluzy z kapturem. Malowała się mocno, ale nie ekstrawagancko – lubiła odważny kolor ust i mocną, czarną kredkę. Zachowywała się doroślej niż powinna.
Spotkałeś ją, wracając z treningu. Była połowa listopada, niebo było szare, wiatr przeszkadzał w myśleniu, marzły ci dłonie, więc chowałeś je w kieszeniach. Przez ramię miałeś przewieszoną sportową, czarno–żółtą torbę. Twoje włosy były jeszcze trochę wilgotne po prysznicu, dlatego naciągnąłeś na nie szczelnie czapkę. Zapomniałeś się rano ogolić, więc, gdy pocierałeś policzek, drażnił cię zarost. Patrzyłeś pod nogi tak uparcie, że prawie wpadłeś pod samochód. Właśnie odgłos klaksonu wybudził cię z odrętwienia i zmusił do zerknięcia na drugą stronę ulicy. Wolno i beznamiętnie przesunąłeś spojrzeniem po szarym tłumie, a wtedy wiatr postanowił spłatać ci największego psikusa w życiu i zadął tak mocno, że strącił z głowy jej czapkę. Rude włosy rozsypały się dookoła twarzy dziewczyny, zasłaniając skutecznie oczy. Emitowały do atmosfery żywy ogień; na sercu zrobiło cię się cieplej, przełknąłeś głośno ślinę i mocniej zacisnąłeś dłoń na pasku torby.
A wiatr dalej bawił się dziewczyną, jak chciał, rozdmuchując jej lekko kręcone włosy i szarpiąc poły brudnofioletowego płaszcza. Szczupła sylwetka wyglądała tak mizernie - przez chwile wydawało ci się bardzo możliwe, że wiatr porwie ją w przestworza i więcej jej nie zobaczysz.
Właśnie wtedy podjąłeś decyzję, zawróciłeś nagle i zniknąłeś w pierwszej uliczce. Byłeś rozdarty, czułeś zdenerwowanie i podniecenie jednocześnie; starałeś się stłumić oba, ale nie mogłeś. Dłonie ci drżały, ale już nie z zimna, bo wewnątrz rozpalał cię jakiś mistyczny płomień. Niepewnie wychyliłeś głowę z zaułku i zerknąłeś na pasy. Światło zmieniło się na zielone; dziewczyna wygrała już z wiatrem i ponownie założyła czapkę. Szła w przeciwną ci stronę. Odczekałeś chwilę, a potem ruszyłeś za nią.
Zachowywałeś się idiotycznie. Nie dość, że dałeś się podejść jak dzieciak, jeszcze zacząłeś myśleć jak bandyta. Miałeś ochotę ją znaleźć, ukraść całemu światu i zamknąć w jakimś pomieszczeniu, do którego tylko ty miałbyś dostęp.
A przecież miałeś żonę i dziecko.
Dziewczyna nosiła trampki, przez co nie słyszałeś charakterystycznego odgłosu dominacji kobiety nad światem, który wydawały szpilki. Szła niepewnie, ale szybko. Miałeś nadzieję, że to nie z twojego powodu. Nie chciałeś myśleć o tym, co by się stało, gdyby ona odkryła, że ją śledzisz.
Właściwie, Michale, po co ty to robisz?
Ha, sytuacja byłaby łatwiejsza, gdybyś sam potrafił sobie odpowiedzieć. Wariacie, przecież nie możesz nic zrobić z taką dziewczyną. Przecież nie możesz do niej po prostu podejść i powiedzieć, że działa na ciebie w fizyczny, ale przede wszystkim psychiczny sposób. Nie możesz zażądać, żeby zatrzymała się, spojrzała na ciebie i odmieniła cały wszechświat. Potraktowałaby cię pewnie jak idiotę - spławiłaby albo uciekła. 
Uświadomiłeś sobie tę brutalną prawdę i świat specjalnie dla ciebie zaczął się zmieniać. Ponure chmurzyska wreszcie podjęły decyzję i pierwsze krople stuknęły o twoją klubową kurtkę. Zakląłeś pod nosem, przyśpieszyłeś kroku. Rzuciłeś jeszcze jedno spojrzenie na płomiennego anioła z piekieł, a potem całą siłą woli skręciłeś i zmusiłeś swój mózg do ponownej współpracy. Musiałeś wracać do domu, gdzie czekała na ciebie twoja rodzina i gdzie było ci przez tyle lat naprawdę dobrze. Musiałeś się wreszcie ogarnąć i przestać zachowywać dziwacznie. Byłeś prawdziwym mężczyzną i taką rolę powinieneś pewnie odgrywać.
Ale, cholera, w całym scenariuszu nikt nie przewidział, że ruda dziewczyna odwiedzi cię jutro wieczorem.
Z kobietami tak już jest - pojawiają się, znikają, mieszają w głowie, a później mają jeszcze czelność w ogóle nie mieć pojęcia, co zrobiły. Za to Bóg dobrze wiedział, co robi, gdy tworzył tę żeńską formę pełną jawnej nikczemności, podłości, uroku i zadzioru. Nie ma na świecie drugiego tak dopracowanego, a jednocześnie zupełnie rozstrojonego organizmu jak kobieta. Nie dość, że jest nieśmiertelny, niezależny od czasu i może dosłownie wszystko, dostał jeszcze władzę nad mężczyzną, żeby całkowicie móc opanować świat. Kobieta, najpiękniejsza forma białka.
Who run the world? Girls. Ha.
Nigdy nie będziecie wystarczająco bogaci, by móc bezkarnie władać wszystkim tym co one posiadają. Wy, mężczyźni. Płci gorsza, brzydsza z teorii i uboższa, bo nie posiadająca podzielnej uwagi. Słabo, panowie. To nie jest dyskryminacja, to nie jest niechęć do was – to fakty, Michale. Nie możesz się kłócić z naukowymi statystykami. Chyba, że to GUS. On kłamie, bo rząd nim włada. GUS-u się nie słucha.
Ale wróćmy wreszcie do tematu: twoja żona zaprosiła na wieczór koleżankę z LO, która jakimś trafem zamieszkała akurat w Bełchatowie ze swoją rodziną. W zamyśle miała miły wieczór ze wspomnieniami. Dla ciebie rozpętało się tam piekło. I trwało. Przez dłuuuuugi czas.


-
Ekhm... Próba mikrofonu...
Witajcie, drogie internetowe duszyczki, tutaj Świetlik. & Michał Winiarski serdecznie zapraszają was na pewną mroczną historię. Wczujcie się, proszę bardzo. Zrozumcie Miśka, pokochajcie go i nie oceniajcie z góry, nie rozumiejąc powodów jego postępowania, proszę.
Specjalnie dla was zostawiam stronę: http://swietlikowawioska.blogspot.com/, gdzie możecie śmiało zadawac pytania, jeśli coś jest dla was niejasne - albo zgłaszac zażalenia, jeśli ja coś namieszałam. 
Hej, ktoś może zaczyna ferie? Ja tak. <3 IIILO pozdrawia!
całusy, 
Ś.

15 komentarzy:

  1. Kobieto!
    To jest tak masakrycznie wciągająca historia, że trudno jest nie szukać jakiś następnych rozdziałów gdzieś tutaj skrytych na tej stronie!
    Zahipnotyzowałaś mnie tym początkiem. Błagam nie przestawaj!
    Dodaj proszę szybko nowy:)
    zapraszam tutaj
    http://zakochaniwsiatkowce.blogspot.com/
    http://zastapzloscmiloscia.blogspot.com
    całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ty świetnie piszesz! :O Do tego strasznie mnie to zaciekawiło. Jest idealnie na razie, czekam na ciąg dalszy, oby jak najszybciej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałaś nominowana do LA więcej informacji tutaj: http://moj-prywatny-pamietnik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, czy to Michał tak na mnie działa, czy to, że tak długo na niego czekałam, czy moja nieprzyzwoicie długa przerwa w pisaniu peanów na Twoją cześć, ale zupełnie nie wiem, z której strony go ugryźć.

    Zacznę może od tego, co wychodzi mi najlepiej - zachwytu nad ścieżką dźwiękową. Czuję i mam nadzieję, że Michał będzie w tym względzie co najmniej tak dobry, jak Łukasz. A Łukasz był wyśmienity.
    Scorpionsi gdzieś byli stosunkowo niedawno, nie? U Łukasza chyba właśnie? Bo pamiętam, że męczyli mnie potem jeszcze przez tydzień. Ale są wyborni, niech męczą znowu.

    Że Miśka kocham, to wiadomo. Zgodnie z Twoją prośbą nie chcę go pochopnie oceniać, a i na zrozumienie przyjdzie z pewnością czas, bo znając Ciebie zaskoczysz nas podczas tej historii, i to niejednokrotnie. Nie zmienia to jednak faktu, że chwilowo nie jestem zachwycona. Postawą Miśka, oczywiście, bo opowiadanie mnie zachwyca od pierwszysch zdań. To jasne, że ocenię i zrozumiem (albo nie) na końcu historii, ale chwilowo uważam, że są lepsze sposoby na przełamanie codziennej rutyny w życiu, pracy i związku (i to nie byle jakim związku, ale w małżeństwie z kilkuletnim stażem i synem na stanie. W związku na dobre i na złe, i do końca życia, aż śmierć Was nie rozłączy), niż plątanie się w jakimś dziwnym układzie z "dziewczynką". Która na domiar złego jest córką koleżanki żony. Michale - z całą moją miłością i uwielbieniem, po prologu jestem z Dagmarą. Chcesz mieć dorosłe i dojrzałe przemyślenia na temat życia, jego sensu, wolności, bezpieczeństwa i szczęścia, to sam bądź dorosły i dojrzały. Podejmuj odpowiedzialne decyzje i ponoś ich konsekwencje. Życie nie jest łatwe, proste i przyjemne. Życie jest trudne i do dupy. Bywa szlamem i rutyną. Ale nikt nigdy nie obiecywał, że będzie fajnie i kolorowo, więc nikomu nie możemy obić mordy za to, że tak nie jest.

    Wykończył mnie ten Miś. I czuję, że to będzie taka właśnie historia - wykańczająca i robiąca małe pranie mózgu. Dobrze, niech tak będzie.
    Zgodnie z obietnicą nie oceniam i czekam z przeogromną ciekawością na dalsze części.
    Miśku, pamiętaj, że mimo wszystko kocham Cię i wielbię <3



    Nie chcę nawet pytać, co się działo na tym weselu, które Cię do tej opowieści zainspirowało...

    OdpowiedzUsuń
  5. Najlepiej nie gryź w ogóle, ale przełknij to wszystko na raz i wypluj, cokolwiek tylko ci się nawinie, bo wtedy dopiero będę pewna, że to wszystko nie jest przetarte przez jakieś tam dobre wychowanie i całkowicie szczere . : D

    Będę się starać, co do ścieżki dźwiękowej, chociaż najczęściej to samo jakoś tak wychodzi przy ostatecznej obróbce mojej głowy. A Scorpionsi - tak, byli niedawno, są i teraz, ale chyba już ich nie będzie, bo nabawiłam się za ich sprawą negatywnych wspomnień. ; <

    Eh, boję się tego Michała. Martwię się o każde napisane słowo i chociaż nie przychodzi mi to z trudem, drżę na myśl o tym, co z tego powstaje - i skąd to wszystko bierze się w mojej psychice. I chyba do końca tej historii tak już po prostu będzie... Martwi mnie też to, jak społeczeństwo ją przyjmie, bo... no właśnie. Za dużo chyba tutaj kruczków, do których od razu można się przyczepic.

    A na weselu było fajnie. Takie tam zdrowe, normalne wesele. Ale zdecydowanie za długo się na nie jechało, a to owocowało jakimiś szesnastoma godzinami rozmyślania na dziwne tematy i obserwowania dziwnych, pijanych ludzi. Ale w sumie nie żałuję, lubię byc obserwatorem.

    ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeej, zawsze jest całkowicie szczere! Inaczej po co pisać?

      Najgorsze, naj-gor-sze!, jest, jak piosenka z najwyższej półki zaczyna powodować złe skojarzenia i wspomnienia. A że dzieje się to zwykle przez jakiegoś głupiego człowieka (nie zawsze, ale dość jednak często), to człowiek ów staje się podwójnie głupi przez to, że nie dość, że zepsuł nam humor/dzień/życie, to jeszcze ograbił ze wspaniałej piosenki. Nienawidzę ludzi. Teraz chyba ja musiałam ponarzekać ;p

      Ależ bardzo dobrze, łatwych, miłych i przyjemnych opowiadań jest aż nadto. I chciałam sprostować, że ja się wcale nie czepiam. Tzn. może faktycznie się troszkę przyczepiłam, ale wiem i starałam się podkreślić, że to dopiero początek i czekam na to, jak się rozwinie i się wszystko wyjaśni, bo nic nie dzieje się bez przyczyny. A jeśli nie zgodzę się z tokiem rozumowania Miśka - trudno, przecież bywa i tak. Mam tylko nadzieję, że nie aż do tego stopnia, żeby go kategorycznie potępić. Ale taki jest świat, jesteśmy tak bardzo różni, każdy ma swoje poglądy i priorytety, mam nadzieję, że nawet jeśli Miśka nie poprę, to chociaż zrozumiem. I myślę, że tak właśnie będzie :) Jeśli ta historia zmusi do dyskusji, to chyba dobrze?

      Łooo, szesnaście godzin rozmyślania to sporo, bardzo. A obserwowanie pijanych ludzi jest wyborną rozrywką i zawsze skutkuje ciekawymi przemyśleniami.

      Usuń
    2. Może po to, żebym skomentowała twoje błożka? ha ha ha ha hi hi hi hi . XD

      Och, to zdecydowanie jest przez człowieka - lepiej: przez dwoje ludzi, którzy są potworami i noszą w sercach najgorsze zło całego świata łącznie z rasizmem i byciem idiotą (o ile to ostatnie nosi się w sercu, a nie w głowie :P) Eh, z kim ja się zadaję ? O.o

      Jeśli zmusi to bardzo dobrze - ale i tak boję się hejtów, które może na mnie ściągnąc. chociaż z drugiej strony... ilośc antyfanów podkreśla chyba wartośc autora czy coś takiego ? : D najwyżej poszuczuję wszystkich zaprzyjaźnionym Yorkiem XD

      wszystko wina panny młodej, bo za Warszawą mieszkała i cała rodzinka z Bielska jechała tam autobusem : D

      Usuń
    3. Dwóch potwornych człowieków to istna masakra. Już jeden to o jednego za dużo.
      Człowiek tak czasem ma, że się zadaje z zupełnie nieodpowiednimi osobami, zdaje sobie z tego sprawę, ale nic z tym nie robi. Dziwna to istota.

      "I po co czytasz komentarze sfrustrowanych miernot? Niech się durnie trują jadem - oszczędź sobie złego." Tak mi się nasunęło. Już się nie masz czym przejmować, tylko hejterami. Co innego konstruktywna krytyka i dyskusja, a co innego bezsensowne, anonimowe hejty.
      Chociaż pochwalę się, że też mam jednego małego hejterka, który ostatnio o mnie zapomniał i czuję się nieswojo.

      Powrót rodzinnym autobusem przez pół Polski po weselu musiał być uroczy :D

      Usuń
    4. Ja sobie właśnie chyba zdałam sprawę i ograniczam . chociaż na razie idzie mi... średnio : D

      ale hejterzy w sumie też są spoko . chciałam bym w przyszłosci byc jak James Blunt - w sensie umiec ich tak ładniej hejtowac ( hejtowac hejterów ) jak on na Twitterze <3

      jak chcesz to ja cię moge pohejtowac . : D

      był, haha ^^ jechaliśmy caaaaaaaałą noc i jakoś tak do 3 wszyscy jeszcze pili xP

      Usuń
    5. Ja dostałam raz w dupę tak mocno, że nauczyłam się ograniczać i uważać. Cóż, życie...

      Hejterzy są bardzo spoko. Mówię Ci, że mojego mi brakuje, nikt mi już nie mówi, że mam wielką dupę... :( Więc jak masz w sobie trochę złości, złośliwości i zgryźliwości, których chciałabyś się pozbyć, to zapraszam xD

      Jak James Blunt hejtuje hejterów? Jestem zupełnie nietwitterowa.

      Lepiej, że pili niż jakby mieli mieć zbiorowego kaca :P

      Usuń
    6. Na życzenie - 30 najwspanialszych tweetów Jamesa Blunta : http://www.thepoke.co.uk/2013/12/31/26-reasons-why-james-blunt-won-at-twitter-in-2013/

      Usuń
    7. Hoho! Jak dla mnie wygrał nie tylko Twittera, ale cały internet xD
      O, mój jedyny hejterze, który myślisz, że jesteś anonimowy i który o mnie zapomniałeś - przypomnij sobie i wracaj, bo ja właśnie zdobyłam nowego mistrza i muszę potrenować <3
      Bo nie ukrywam, że jak dotąd jedyną ripostą cisnącą mi się na klawiaturę było "Weź spierdalaj". Ale dama powinna mieć więcej klasy.

      Usuń
    8. prawdziwy miszczu <3 ciekawe czy udziela jakiś lekcji w stylu "jak dobrze hejtowac" . jak tak sobie głośno wymówię nazwę tej lekcji, to kojarzy mi się z "jak dobrze wyglądac nago" i zastanawiam się czy to aby na pewno dobrze . XD

      Usuń
    9. To zależy, czy się hejtuje tak samo dobrze, jak dobrze wygląda się nago.

      Co? o.O
      Tak czy siak, na obie lekcje powinnam się zapisać. I jeszcze na "Jak to zrobić, żeby mieć coś w głowie"

      Usuń
    10. filozoficzne rozkminy - dziś nie na moją głowę : O

      Usuń