Jerry Goldsmith – the Transformation – Mulan Leaves
If you want something you’ve
never had, then you’ve got to do something you’ve never done.
Materiał
czarnej sukienki opinał się na jej piersiach i biodrach, a kończył zdecydowanie
za wysoko na udach, by mogła czuć się choć trochę komfortowo. Rozpuszczone
włosy kusiły blaskiem i zapachem, lśniły ostro w neonowym świetle klubu. Oczy,
mocno podkreślone tuszem i grubą linią czarnej kredki pozostawały na wpół
przymknięte i pozwalały ciału poruszać się w hipnotyzującym rytmie dudniącej za
głośno muzyki. Czerwone usta kusiły.
Michał
stał przy barierkach, piętro wyżej, gdzie jego przyjaciele zajmowali lożę, świętując
urodziny jednego z klubowych kolegów. Parkiet z tego miejsca był bardzo dobrze
widoczny; Lidia była bardzo dobrze widoczna.
Gęste,
przepełnione dymem papierosowym, alkoholem i potem powietrze pozostawiało w płucach
ciężką masę, która kurczyła się wokół wnętrzności przy głębszym wdechu. Światło
żarówek wypalało na skórze znamiona. Muzyka zagłuszała zmysły.
Twoja
czarna koszulka dawno już nasiąkła intensywnym zapachem, charakterystycznym dla
tego typu miejsc. Miałeś wrażenie, że równocześnie z wsiąkającym dymem, staje
się o kilka kilogramów cięższa i zaczyna miażdżyć twoje odpoczywające mięśnie.
Miałeś
szczęście – chyba, Lidia cię jeszcze nie zauważyła. Wyglądała dorośle i wyzywająco,
jak na swoje siedemnaście lat. Nie mogłeś się powstrzymać, widząc jej płomienne
włosy, beztrosko falujące w rytm ruchów ciała. Działał na ciebie nawet widok
innych ludzi, przemykających obok jej sylwetki, którzy dotykali jej
przypadkiem.
-
Albo mi powiesz, co się z tobą dzieje, albo każę ci tańczyć z Karolem – Mariusz
pojawił się obok, śmiejąc się i krzycząc do twojego ucha, żeby jakoś przebić
się przez jazgot muzyki. Nie lubił tego typu imprez, ale dobre towarzystwo
zawsze działało na niego pozytywnie. Ty dzisiaj jakoś nie potrafiłeś z tego
czerpać.
Na
ułamek sekundy przeniosłeś na niego spojrzenie i wzruszyłeś ramionami:
-
Przecież nic nie robię.
-
Właśnie – Mario palcem wskazującym dźgnął boleśnie twoje ramię – Dokładnie
tutaj leży problem.
Mylił
się. Problem nie leżał w twoim prawym ramieniu, a w psychice i sercu. To rozdwojenie
powodowało całkowity zamęt tak, że wnętrze twojej duszy wyglądało jak poszarpany
na pasy materiał, posklejany kawałeczkami taśmy klejącej.
Powoli
odwróciłeś wzrok od dziewczyny i skierowałeś go na przyjaciela. Westchnąłeś,
zajrzałeś w jego szerokie źrenice i spróbowałeś się uśmiechnąć.
-
Nic mi nie jest, bracie – zapewniłeś, starając się brzmieć jak najbardziej
beztrosko.
Oczywiście,
że Mariusz ci nie uwierzył. Prychnął i pokręcił głową.
-
Czemu nie chcesz mi powiedzieć?
-
Przecież mówię, że…
-
Kłamiesz.
-
A ty mnie wkurzasz.
-
Wspaniale, jest nas dwóch.
Zacisnąłeś
na chwilę wargi, dłonią odsunąłeś włosy z czoła.
-
Nie mam czasu się w to bawić, Mario… - odwróciłeś wzrok i wbiłeś go w masę
ludzi tańczących piętro niżej – Naprawdę, nie mam czasu – i rzuciłeś się do ucieczki.
Zniknęła.
Na chwilę spuściłeś ją z oczu i już zdążyła to wykorzystać. Ruszyłeś na dół po
schodach, przepychając się między upojonym młodością nawałem ciał. Kląłeś pod nosem.
Ktoś prawie oblał cię piwem. Znalazłeś się na dole i zacząłeś wzrokiem omiatać ciemne
pomieszczenie. Gdzie ona jest? Gdzie ona jest? Twoje serce waliło. Parkiet,
bar, kanapy – pustka. Miliony kobiet i dziewczyn, ale brakuje tej jednej.
Wyszedłeś
na zewnątrz. Było przed pierwszą w nocy, ciemno i zimno, bez księżyca i gwiazd.
Bez nadziei. Kilka osób tłoczyło się przed wejściem, parę grupek dociśniętych
do betonowych ścian żartowało sobie z życia, jakaś blondynka przyklejała się do
chłopaka po twojej prawej.
Odetchnąłeś
głęboko, ale dym w płucach wciąż zadawał ci ból. Świeże powietrze otrzeźwiło
jednak twój zatęchły umysł. Zostało jeszcze jedno miejsce, gdzie nie
sprawdzałeś. Klubowe toalety. Co prawda o tej porze pełne będą najróżniejszych
ludzkich wydzielin i szczerze mówiąc nie chciałbyś jej tam zobaczyć, ale nie
zaszkodzi…
-
Dobry wieczór.
Zamierasz,
prostujesz się, mrugasz kilkakrotnie i zastanawiasz, czy aby się nie przesłyszałeś.
-
Przyjemna noc, prawda? – głos znowu się pojawia i jest twoim wybawieniem. Co
prawda kłamie i jawnie żartuje sobie z ciebie, ale przynajmniej jest i
przekonuje cię, że jednak nie oszalałeś. Za bardzo.
Odwracasz
się w momencie, gdy Lidia, bez płaszcza, z zarumienioną twarzą i splątanymi
włosami, pochyla się, żeby poprawić zapięcie swoich szpilek. Zastanawiasz się
tylko ułamek sekundy.
-
Podwieźć cię?
-
Tak.
4 (+18)
The Pretty Reckless – Make Me Wanna Die
You’re not who I thought
you were
Miasto
nie śpi. Zadziwiające jak wiele ludzi o godzinie pierwszej trzynaście próbuje
przebrnąć przez centrum. Latarnie oświetlają drogę – ledwo, ledwo, bo noc jest
tak gęsta, że ciężko się przez nią przebić. Uparcie starałeś się skupić na
drodze, ale nie mogłeś powstrzymać nerwowego zerkania w bok.
Była
tutaj, tuż obok ciebie, tak blisko. Wyraźnie czułeś jej kobiecy zapach
zmieszany z zatęchłym dymem papierosowym i oparami alkoholowymi.
Odchrząknąłeś.
-
Rodzice wiedzą, że bywasz na takich imprezach? – wyrwało ci się. Chciałeś jakoś
zapełnić drażniącą cię ciszę. Cóż, niekoniecznie rozmowa o jej rodzicach była
do tego dobrym pretekstem…
Odwróciła
twarz w twoją stronę i wzruszyła ramionami. Była zarumieniona, jakby z wysiłku,
włosy opadały jej niedbale na ramiona.
-
Nie wszystkie szczegóły takich zabaw przeznaczone są dla ich uszu. Czasem mam
prawo zachować coś dla siebie… i tyle.
Naskoczyła
na ciebie. Inteligentnie przekazała ci, że ty też masz nie pisnąć o tym wszystkim
słówkiem. Przełknąłeś ślinę.
-
Gdzie teraz? – zapytałeś, zatrzymując się na czerwonym.
-
Gdziekolwiek.
Zerknąłeś
na nią. Wygodnie opierała się o fotel i przymykała powieki, rozluźniona.
-
Tylko nie zasypiaj – poprosiłeś.
Uśmiechnęła
się lekko. Światła zmieniły kolor, a ty ruszyłeś.
-
Pytam poważnie – spróbowałeś jeszcze raz – Gdzie mam cię odwieźć?
Cisza.
Raz, dwa, trzy, cztery, pięć… Złapała cię za przegub dłoni zaciśniętej na drążku
skrzyni biegów. Na chwilę straciłeś panowanie nad kierownicą, ale szybko
zdążyłeś się opanować. Nie spojrzałeś na nią, nie mogłeś.
-
Zawieź mnie na Zielonego Przylądka – szepnęła - Do koleżanki.
Zatrzymałeś
się nagle.
Latarnia
tuż obok samochodu zaczęła nerwowo drgać, a w końcu zgasła, pozostawiając po
sobie tylko jakąś niewyraźną łunę. Światło następnej nie sięgało aż do was.
Przez chwilę przyzwyczajałeś się do panującego półmroku. W dali majaczyły
neonowe światła miasta. Lidia wpatrywała się w nie jak urzeczona. Nie zauważyła
nawet, że ty zdążyłeś się już wyswobodzić z pasa bezpieczeństwa i siedzisz
bokiem, obserwując ją uważnie.
-
Naprawdę mam cię zawieść do koleżanki? – zapytałeś, a na twojej twarzy pojawił
się lekki uśmiech, gdy ona zmarszczyła brwi.
-
Przecież nie możesz ze mną zostać – odpowiedziała wymijająco i zerknęła na
wielki szary zegar zainstalowany nie wiadomo dlaczego na jednej z kamienic – Za
chwilę twoja żona zacznie się zastanawiać, co robisz tak długo.
Wzdrygnąłeś
się na wzmiankę o Dagmarze. Jeszcze nie przyzwyczaiłeś się do tej sytuacji – do
posiadania jednej kobiety, a pożądania zupełnie innej. Bo niby jak?
-
Robi się zimno – zauważyła, a potem dodała, jakby od niechcenia: - Wysiądę
tutaj. Możesz wracać. Moja przyjaciółka… To tylko kawałek, nie zgubię się. Mogę
tam dotrzeć sama. Przecież jestem już dużą dziewczynką. W ogóle nie było
potrzeby, żebyś mnie wiózł aż tutaj. To był z twojej strony głupi pomysł –
plotła bez ładu i składu, bo ty w końcu odważyłeś się i dotknąłeś opuszkiem palca
jej nagiego kolana. Nie odtrąciła cię, co tylko bardziej cię ośmieliło.
Położyłeś dłoń tuż nad kolanem i tak trwałeś przez chwilę, cały czas badając
reakcje jej twarzy. Nagle twoja dłoń zaczęła sunąc w górę spokojnym, pieszczotliwym
ruchem, który was oboje przepełniał jakąś mroczną, chemiczną energią.
Zatrzymałeś dłoń przy materiale jej sukienki, a potem wsunąłeś pod niego palce
i opuszkami przejechałeś po wrażliwej skórze. Zadrżała i odwróciła twarz w
twoją stronę. Jej ciemne oczy były błyszczące i jeszcze bardziej przyciągające,
niż zazwyczaj. Magnetyczne. Zapatrzyłeś się w ich głębię, zamarłeś, oddychałeś ciężko.
Chwila pełna napięcia trwała, aż dotyk twojej dłoni na jej udzie niemal wypalił
tam ślad na skórze.
-
Co robimy? – zapytała cię zachrypniętym z emocji głosem.
Zabrałeś
dłoń z jej ciała. Zamknęła oczy i przełknęła ślinę, gdy chłód na powrót otoczył
jej skórę. Niemal jęknęła z fizycznego bólu. Gdzieś wewnątrz siebie czuła, że
postępujecie dobrze – dobrze, że przerwaliście. Przecież to nie mogło trwać –
to nie mogło się zacząć! – bo skończy się źle, bardzo źle. Podziwiała cię za
to, że masz w sobie tyle samokontroli. Gdyby to zależało od niej, nie
przestalibyście. Poczuła ucisk w żołądku. Odwróciła głowę do szyby, żebyś nie
mógł przypadkiem dostrzec grymasu na jej twarzy. Westchnęła.
Siedziałeś
przez chwilę spokojnie – nie myślałeś, nic nie czułeś, potrafiłeś tylko oddychać.
Serce biło szybko, czułeś ucisk w gardle, w żołądku. W spodniach. Nie –
przymknąłeś powieki – niestety, nie potrafiłeś.
Nie
patrzyłeś na nią, gdy złapałeś jej lewą dłoń, podniosłeś i przysunąłeś do
siebie. Kątem oka dostrzegłeś, że obróciła głowę i przyglądała ci się z
zainteresowaniem. Nie musiałeś jej pytać o zgodę – wiedziałeś, co by
odpowiedziała. Tak.
Zerknąłeś
na wielki zegar wmontowany w cegły kamienicy.
-
Musimy się śpieszyć.
Przez
chwilę nie wiedziała w ogóle, co się dzieje – szybkim, wprawnym, nerwowym
ruchem odpiąłeś jej pas i wciągnąłeś ją na swoje kolana, a potem zmusiłeś, by
usiadła na nich okrakiem i wpiłeś się zachłannie w jej usta, dłonie zatapiając
w lśniących włosach. Instynktownie zamknęła oczy i poddała się pieszczocie.
Zmusiłeś ją, by otworzyła usta i pozwoliła ci wejść. Językiem dotknąłeś jej
podniebienia, przejechałeś wzdłuż zębów, potem złączyłeś z jej i zaczęliście
wspólną grę. Syciłeś się nią, podniecałeś, rozgrzewałeś atmosferę.
Na
zmianę zaciskałeś i rozluźniałeś dłonie w jej włosach, przełamując się ostatecznie
i wolno sunąc samymi opuszkami palców po śliskiej sukience wzdłuż kręgosłupa.
Zatrzymałeś dłonie na jej pośladkach, uniosłeś ją nieco, opierając o kierownicę.
Ugryzła cię w dolną wargę, a ty naparłeś na nią całym swoim ciałem, ponownie łącząc
wasze usta. Jej tyłek nacisnął klakson, a ty, spanikowany, szybko przyciągnąłeś
ją do siebie. Lidia zaczęła się śmiać słodkim, dziewczęcym śmiechem, który
sprawił, że zakręciło ci się w głowie. Ponownie ją uniosłeś i wsunąłeś dłonie
pod jej pośladki, zaciskając mocno, a ona nie potrafiła się opanować i wciąż chichotała.
To było lepsze niż jakikolwiek afrodyzjak.
Niecierpliwym
ruchem przesunąłeś jedną dłoń do zamka jej sukienki i zacząłeś go powoli
rozpinać. Oparła czoło o twoje i położyła ci dłonie na ramionach, patrząc, jak
spragniony jej ciała szybko pokonujesz kolejne przeszkody. Dotarłeś do końca,
spojrzałeś w jej zamglone oczy i zobaczyłeś w nich szczere pożądacie i słodkie
uwielbienie. Utrzymując kontakt wzrokowy położyłeś dłonie na jej nagich plecach,
zsunąłeś je na biodra. Rozpięta sukienka śmiesznie się układała, gdy próbowałeś
odrywać ją od jej ciała. Zmniejszyłeś odległość i złączyłeś wasze usta w
krótkim całusie. Jej było mało. Przycisnęła się mocno do ciebie, napierając
sporymi piersiami ukrytymi za koronką czarnego stanika. Materiał sukienki
zatrzymał się gdzieś przy biodrach. Dziewczyna praktycznie miażdżyła twoje
usta, chcąc więcej. Więcej. Już.
Dałeś
jej to. Dałeś jej wszystko, czego chciała. Pozwoliłeś jej przejąć władzę nad sobą
jednym pocałunkiem, a sam zacząłeś
błądzić wzdłuż nagiej skóry.
Lidia
poczuła się ośmielona twoją bliskością, twoją pieszczotą i swoją nagością. Zsunęła
dłoń wzdłuż twojej klatki piersiowej, chwilę pobłądziła obok paska, rozpięła ci
spodnie i włożyła dłoń wewnątrz. Sapnąłeś, gdy nieśmiało dotknęła twojego członka
przez materiał slipek. Jęknąłeś, gdy pewniej przejechała po nim dłonią.
Ugryzłeś ją w ramię, gdy zacisnęła na nim palce.
-
Nie mamy na to czasu – wyszeptała ci do ucha i wyszarpnęła go ze spodni. Ty w
tym czasie uniosłeś ją na tyle, by opuścić jej sukienkę. Rzuciłeś ją na
siedzenie pasażera. Miałeś tylko chwilę, żeby popatrzeć na materiał kolorowych
fig, bo skutecznie odwróciła twoją uwagę, składając pocałunek na szyi i
przesłoniła ci wszystko swoimi włosami.
Uniosła
biodra, zsunęła nieco majtki i pocałowała cię, jednocześnie wsuwając się na ciebie.
Drżeliście oboje, gdy twardy, sunąłeś w jej wilgotne wnętrze. Wolno, do samego końca,
do całkowitego wypełnienia – spełnienia.
Drgnąłeś,
gdy zespoiliście się kompletnie. Przywarłeś do niej jeszcze bardziej i trwałeś
tak chwilę, badając w ciszy reakcję własnego i jej ciała oraz niesamowite uczucie
radości, które cię ogarnęło. Radości z tej prostej bliskości. Och, Michał.
To
Lidia zaczęła się na tobie poruszać. Uniosła biodra i opadła po chwili, a
przeszywająca rozkosz rozpłynęła się wolno po całym jej ciele. Powtórzyła ruch.
Jeszcze. Jeszcze.
Do
samego końca czułeś, że nie powinieneś tego robić, ale nie mogłeś się już powstrzymać.
Wiedziałeś jednak, że to powinna być przed wszystkim jej decyzja. Dlatego pozwoliłeś
jej na działanie, samemu tylko czerpiąc rozkosz. Możliwe, że było to bardzo egoistyczne
z twojej strony, ale przecież – zacisnąłeś dłonie na jej biodrach, gdy
przyśpieszyła – jeszcze jej to wynagrodzisz. Wtedy zrobicie to porządnie. Bez
pośpiechu i bez strachu. Pokażesz jej, czym może być prawdziwy seks. Sprawisz,
że oboje oszalejecie. Obiecujesz?
Michał,
naprawdę nie powinieneś się w to bawić…
Wystarczyło
wam tylko kilka ruchów. Skrywane od tygodni podniecenie domagało się zachłannie
spełnienia. Lidia poczuła, że za chwilę chyba rozpadnie się na kawałki. Z
każdym ruchem czuła nieśmiały ból i dreszcze rozkoszy. Szybciej. Głębiej. Jeszcze.
Jeszcze tylko trochę.
Zacząłeś
się szarpać, gdy poczułeś zbliżający się orgazm. Uniosłeś dziewczynę i
spróbowałeś wyspowiadać się z jej objęć, ale ona kategorycznie ci zabroniła,
przysiadając i drażniąc tym ruchem was oboje.
-
Nie – odnalazła głębie twoich oczu – Zostań – poprosiła.
Jeszcze.
Jeszcze tylko trochę.
Tak.
Szczytowaliście
w tym samym momencie.
Jęknąłeś
głośno, przeżywając najbardziej intensywne spełnienie od kilku lat. Lidia odrzuciła
głowę w tył, a paznokcie wbiła ci w plecy, gdy pouczyła ciepło, wypełniające
jej dziewczęce ciało. Drżała, zaciskała się na tobie miarowo.
-
Słodki Jezu – załkała, powracając na ziemię i szukając twoich ust. Wyszedłeś
jej naprzeciw ze swoim pocałunkiem pełnym czułego podziękowania.
Nie
mogliście się ruszyć, było wam tak dobrze.
Jezu Chryste! To jest GENIALNE! Dziewczyno, skąd ty bierzesz te pomysły?!
OdpowiedzUsuńLubię takiego Michała. Bardzo lubię. Lidię też lubię. Matko, nie wiem co myśleć. Oby tak dalej!
skąd biorę? Och, kochana - nie chciałabyś wiedziec . : D
UsuńAle chcę częściej takie rozdziały! *-*
Usuńspoko, dam radę, ostatnio ciągnie mnie w takie dziwne klimaty xD
UsuńNie dziwne, tylko genialne! Coraz bardziej zaczynam uwielbiać twoją radosną twórczość :D
UsuńNigdy w zyciu nie mialam takiego szybkiego tetna czytajac rozdzial. Misiek doprowadzil mnie niemal do orgazmu.
OdpowiedzUsuńSwietnie opisalas to spotkanie.
Genialny rozdzial!
Pozdrawiam
<3
UsuńOgarnę potem z kompa bo na telefonie nic nie widać przez tlo :)
OdpowiedzUsuńIska
próbowałam coś pokombinować z tym tłem, ale ono mnie nie słucha ; <
UsuńMatko z ojcem! *.* Masz mnie Koleżanko ;D takiego Michała jeszcze nie spotkałam w tym blogowym świecie :D gdzieś mi się rzuciło w oczy, że nie informujesz o nowych rozdziałach na gg, bo po prostu go nie masz, więc gdybyś mogła mnie informować o nowych rozdziałach.. [ http://nie-moge-zyc-bez-ciebie.blogspot.com/ ] byłabym bardzo wdzięczna ;p ;*
OdpowiedzUsuńłatwiej niż zmusic mnie do spamiętania o informowaniu, byłoby dołączyc do obserwowanych . xD
UsuńFakt ;D przepraszam ;D
UsuńOch, Michale, Ty niegrzeczny chłopcze!
OdpowiedzUsuńNie potrafię obszernie komentować Michała. Pewnie dlatego, że ciągle nie wiem, jak mam się ustosunkować. Coraz bardziej mnie intryguje, coraz głębiej mnie wciąga, coraz mocniej miesza mi w głowie.
A Ciebie coraz bardziej uwielbiam, miszczu klawiatury <3 Odleciałam przy tych odcinkach kompletnie.